wtorek, 16 lutego 2010

Dzień za dniem

Taki był serial kiedyś z piosenką Beatle's w czołówce. Oglądało się :)
A u mnie też dzień za dniem taki sam. Nie ma o czym pisać a i umysł się wyjałowił i żadne nowe wynurzenia filozoficzne mi się nie cisną na palce. Nie ma się co w sumie dziwić kiedy za główne towarzystwo ma się niewygadanego roczniaka i psa o kurzym móżdżku, czytuje się sagi a w tle leci muzyka z "Akademii pana Kleksa".
Walentyny minęły jak zwykle bez szału. Co prawda moja skrapowa kolekcja wzbogaciła się o różowego Big Shota ale dzień był zupełnie nie wyjątkowy. Mój mąż mówi, że to święto dla dzieci...
Na prawdę wiedziałam, że biorę sobie takiego antyromantyka ale nie myślałam, ze aż tak będę tęsknić za tą odrobiną romantyzmu. Ja chcę tylko ociupinki, bo i sama tytanem romantycznych gestów nie jestem. A tu nawet wirtualna kartka się nie przypałętała.
Nastolatką będąc zawsze się frustrowałam Walentynkami. Co roku łudziłam się, że jakiś tajemniczy wielbiciel się znajdzie i mnie zaskoczy jakimś romantycznym gestem. Gestów nie było. Za to moja siostra jako siedmiolatka miała kilkunastu wielbicieli, z którymi moja mama walczyła na różne sposoby. A to jakieś zwiędłe badyle na wycieraczce musiała sprzątać,a to rozmawiać z nauczycielką bo Agnieszkę jeden z wielbicieli ciągle całował z zaskoczenia :)
A teraz będę się dalej frustrować i liczyć na wielką i tajemniczą przemianę mojego męża w szalonego romantyka :) 
Niedługo szykują się zmiany. Z założenia na lepsze, bo mąż ma przenieść się z pracą do domu. Oszczędzi mu to trzech godzin dojazdów do pracy i pozwoli więcej czasu rodzinie przeznaczyć. W sumie to ja byłam głównym pomysłodawcą ale im bliżej 1 kwietnia, tym bardziej boję się, że udusimy się w swoim sosie. Że mąż będzie miał do mnie żal, bo zachęcałam go pośrednio do odizolowania się od ludzi. Czyli, że stanie się takim samym dziwakiem jak ja....
Mam tłumofobię i najlepiej czuję się w domu (pomijając chwile takie jak teraz, kiedy moje dziecko tarza się po podłodze w spazmach próbując wymusić kawałek czekolady).
I tak nic nie wymóżdżę. Pozostaje więc czekać. Jak mawiała Scarlet O'Hara: Pomyslę o tym jutro...