Trochę po czasie, bo urodziny dzidzi były ze dwa tygodnie temu. Ale lepiej późno niż wcale.
Solenizantka ubrana w najlepszą kreację od znanych projektanów przywitała sobotę ucieczką z salonu, gdzie sprytni rodzice i dziadkowe nawieszali balonów i serpentyn. Dzidzi jednakowoż pozostało trochę onieśmielone urodzinowymi dekoracjami i uciekło do naszego łóżka. W czasie kiedy mama i babcia wykańczały eleganckie półmiski najprzedniejszych dań, tata i dziadek pojechali po tort. Dzidzi w salonie skubało opakowania prezentów. Około 11 godziny przybyli pierwsi goście czyli GAGA i PAN. Zaraz wrócił tata dowożąc drugich dziadków i tort. Imprezę można było zacząć. Na stół wyjechał tort i odbyło się uroczyste, kilkukrotne dmuchanie świeczki.
Następnie dzidzi nie wytrzymało i przystąpiło do ręcznej degustacji.
Degustacja przebiegła pomyślnie co widać po minie degustatora.
Później pozostało tylko wspólnie pokroić tort i pałaszować.
Imprezowy nastrój opanował wszystkich. Nawet drętwe zazwyczaj MUU.
Po zjedzeniu tortu przystąpiliśmy do najbardziej wyczekiwanej części (chyba nawet bardziej przez rodziców niż same dzidzi) - czyli do otwierania prezentów. Na stoliku piętrzyły się same duże paczki, więc dzidzi potrzebowało kilku asystentów do rozprawienia się z otwieraniem.
Dziadek otwierał i składał sanki. Tata bawił się kolejką:
a wujek Piotrek rozpracowywał Duplo.
.
Wszyscy dużo jedli a po obiedzie ruszyliśmy na rodzinny spacer celem wypróbowania sanek. Dzidzi nie jest na razie wielkim entuzjastą śnieżnego szaleństwa. Wszyscy bardzo zmarzli. Oprócz Pirata.
Później były jeszcze śpiewy i tańce. Ale z tego wydarzenia nie ma zdjęć. Jest teledysk :)
Impreza udała się wyśmienicie. Żadne MUU nie zostało skrzywdzone.