czwartek, 15 kwietnia 2010

O kastarcji słów kilka

Nie było mnie półtora miesiąca i od razu tak z grubej rury.... 
Na ten moment kłębi mi się w głowie wiele przemyśleń, ale jako, że są raczej buntownicze i antyrządowe daruję sobie na dzisiaj. Ale do tematu na pewno wrócę. Uraczę Was za to opowieścią o Piracie, bo to taki wdzięczny obiekt drwin ;)
Pirat przeżył prawie trzy lata swojego życia (czyli ma jakieś 28 lat ludzkich) i w tej chwili jesteśmy równolatkami. Absolutnie nie sprowadza się to do spraw umysłu ale dojrzałości ciała. Przez te trzy lata nabył wielkiej męskości i ogłady, patrzy na kobiety bardzo łaskawym okiem a każdemu psiemu rywalowi jasno pokazuje, kto tu rządzi. Ogon, który zazwyczaj nosi prosto, zawija mu się jak u prosięcia, kiedy na horyzoncie pojawia się jakiś rywal. Utrzymanie go na smyczy wymaga wiele wysiłku i samozaparcia (w sensie dosłownym, najlepiej o krawężnik...). Poza pozerskimi pokazami siły na spacerach, dojrzałość Pirata sprowadza się również do ujeżdżania wszelkiego rodzaju poduch, kołderek , kocyków a ostatnio seksowności nabrał Kłapouchy mojej córki. I tak się rzecz ma już od półtora roku. Po każdym spacerze, kiedy wyrwał mi rękę ze stawu bo nie wypatrzyłam psa przed nim, lub próbie ujechania gościa siedzącego na kanapie, odgrażałam mu się obcięciem najszlachetniejszej części jego ciała (w przeciwieństwie do Ani Muchy, mózg nie jest jego najseksowniejszym organem). W tym tygodniu przestałam rzucać słowa na wiatr, dokonałam odpowiednich ustaleń i umówiłam wizytę u weterynarza. Pirat od rana nie mógł się doczekać spaceru, ale chcąc być fair, ostrzegałam go, żeby uważał czego sobie życzy. O 12 okazało się, że lekarz pilnie składa jakieś psie kolano i przekłada nam zabieg na za dwie godziny. Załapał się więc Pirat na gratisowy dwugodzinny spacer, po czym poszedł się oddać w ręce sprawiedliwości. Dostaliśmy zastrzyk z narkozą i lekarz kazał nam się przejść trochę i wrócić jak pies zacznie się chwiać. Wyszłam przed gabinet i łażę w kółko, 10 metrów w prawo, 10 metrów w lewo, żeby na wszelki wypadek się za bardzo nie oddalić. No ale w końcu znudziło mi się to łażenie w kółko (Gabrysi, którą pchałam w wózku również), więc nie widząc żadnych oznak zamroczenia u Pirata, poszłyśmy kawałek dalej (jakieś 100 m). Kiedy tylko znaleźliśmy się w matematycznie najbardziej odległym punkcie od drzwi do lecznicy, Pirat padł ni z gruszki ni z pietruszki podczas sikania na drzewo. Jak stał, tak się po prostu przewrócił na bok. Powstać już nie chciał... Nie pozostało mi nic innego, jak wziąć go na ręce. I tu nastąpił właśnie ten moment, w którym bardzo żałuję, że mam tylko dwie ręce i zaczynam złorzeczyć procesom ewolucji. Jako, że pies zajął mi dwie ręce, wózek musiałam pchać brzuchem. Dziecko miało radochę co nie miara, bo cały czas skręcaliśmy w lewo. Jakoś się doczłapaliśmy, ręce mi zemdlały, ale Pirat nieodwołalnie wylądował na stole. My poszłyśmy po dwa kebaby i do domu poczekać na pacjenta. Pacjent był zrobiony na bóstwo po pół godzinie, więc jeszcze z kebabem w zębach poszliśmy całą rodziną go odebrać. Na wpół żywy został doniesiony do domu. Lekarz ostrzegał mnie, że narkoza może powodować wymioty (u nas ZAWSZE MUSZĄ wystąpić wszystkie skutki uboczne, więc mieliśmy zarzygane pół domu), i że po kastracji zwiększy się psu apetyt. Ale absolutnie nie należy ulegać urokowi tych orzechowych oczysk (o ile nie chcemy mieć w domu tucznika w ramach zapasów na gorsze czasy). Psisko wyglądało biednie i żałośnie, tak, ze aż czułam wyrzuty sumienia, że go tak ukrzywdziłam. Wyrzuty przeszły, kiedy do snu ułożył się kołami do góry (czyli tak jak zawsze) i próbował z tym pozszywanym siurkiem ujeżdżać swoje posłanie...... Tyle stresu, mojego zachodu i 210 zł, żeby się przekonać, że u nas to nie kwestia jajek a po prostu skręcony charakter naszego Pirata. Ale dajmy mu jeszcze dwa miesiące, bo niby wtedy poziom testosteronu ma opaść permanentnie.

Brak komentarzy: