środa, 2 grudnia 2009

Guzy i inne takie

Moje dziecko ostatnimi dniami wygląda jak ofiara przemocy domowej... Cała buzia zielono - żółtawo - fioletowa. Tu małe, znikające już limo od stolika (pilnowaliśmy jej oboje z mężem...), tam wielki guz od grzejnika (stała oparta o mnie i pokazywałam jej obrazki na tkaninie). Gdyby się ktoś z opieki społecznej przypałętał to Gabrysię na bank mi zabrali. Czy ja jakaś wyrodna jestem czy jak? Teraz przechodzimy etap włażenia na kanapę. Gorzej ze schodzeniem... Uczę ją samodzielnego schodzenia i tak sobie myślę, że jak z raz czy dwa nie zaboli tyłek przy upadku, to nigdy nie będzie ostrożna. Bo nie będzie widziała zagrożenia.
Szatan z tej mojej córki. Wymowne spojrzenia teściowej są bezcenne, bo przecież jak ona jej pilnuje to mała nie ma ani draśnięcia. Dzisiaj idzie do babci na popołudnie i mąż, wychodząc do pracy, mówi do mnie:
- Ty, może ją trochę przypudruj czy jak? Masz jakieś tam specyfiki... Bo pomyślą, że jej w ogóle nie pilnujemy.
Do zamaskowania tych guzów to i makijaż teatralny by nie wystarczył :D

3 komentarze:

Tores- pisze...

Przypudruj :)
Mój chrześniak obchodził swoje pierwsze urodziny z wielkiej urody fioletowo-żółtym limem wokół oka. Przeuroczo wyglądał :)

Ania Komenda pisze...

Tores, u nas tez się na to zanosi bo roczek już w sobotę mamy :D

maj. pisze...

Zdecydowanie przypudruj :D:D:D
Grudniowe dzieci tak mają, u nas też najwięcej wypadków się zdarzało i zdarza pod czujnym okiem rodziców, i nie tylko guzy to są... :D:D:D