poniedziałek, 11 stycznia 2010

Zima szaleje

Z wszystkich pór roku to właśnie zima wydaje mi się najbardziej spersonifikowana. Ot, taka sobie wredna baba, cała w bieli, która utrudnia życie kierowcom i matkom z wózkami. Myśląc o zimie, zawsze mam przed oczami takie właśnie wredne babsko. Bo i wiosna i lato i jesień już mi się tak feministycznie nie kojarzą. Właściwie to powinnam podejść do tego bardziej feministycznie i widzieć oczyma wyobraźni paskudnego faceta w bieli ale moja wyobraźnia jest na to zbyt uboga :) Za dużo filmów i bajek, żeby stworzyć sobie wirtualnego Pana Zima. No i ta nazwa narzuca kobiece skojarzenia. 
Wredna zima sprawiła, że wczoraj na balkonie odgarniałam szufelką mini zaspę, po zawiało mi okno z pół metra. Dzisiaj znowu to samo więc sobie ponowne odśnieżanie daruję. Jak to wszystko zacznie tajać to biada tym co pode mną :D
Mąż szukał samochodu po rejestracji bo kompletnie go zasypało przez te dwa dni. No to przyznać się, komu się taka piękna, biała zima marzyła? Przypomniała mi się taka piosenka z mojego dzieciństwa:
zima lubi dzieci najbardziej na świecie
dorośli mi mówią "nie wierzę"
dzieci roześmiane stawiają bałwany
dorośli stawiają kołnierze
Ja stanowczo stawiam kołnierz, kaptur i wszystko co się da. Zawsze wiedziałam, że jestem stworzona do śródziemnomorskiego życia...

Dosyć o zimie. Jeszcze chwilę pomarudzę o moim standardowym wyczerpaniu życiem i mieszanych uczuciach względem macierzyństwa. Czyli znowu wyłazi moje wrodzone lenistwo. Bo cieszę się, że jestem matką i było to jak najbardziej świadome macierzyństwo, tylko czasem tak się rozmarzam nad tymi bezdzietnymi czasami... I zastanawiam się się wtedy czy kobieta, która nigdy nie miała dzieci, może przejść przez życie spełniona? Bo mnie się wydaje, że tek. Bo czasem sama bym się tak zamieniła. Chociaż na krótki czas. Pójść do normalnej pracy, nie słuchać tych ciągłych wrzasków, nie patrzeć na zbolałą minę mojego męża "bo nawet w weekend nie może się wyspać" (tak jakbym ja mogła). Tyle, że nie mogłabym podziwiać skomplikowanych układów choreograficznych do każdej muzyki a nawet do odgłosów piorącej pralki :D I dopatrzeć się kolejnego ząbka. Nie pierwsze słowa nadal czekam. 
Ale na drugie dziecko to się chyba nie zdecyduję. Lenistwo zwycięży :D

1 komentarz:

Tores- pisze...

Ech... jak pomyślę sobie czasem, że są ludzie, którzy kładą się wieczorem spać i przez całą noc spokojnie śpią, bo NIKT ICH NIE BUDZI... A rano mogą zjeść spokojnie śniadanie i wypić kawę, bo nikt nie woła cały czas "Mamusiu! Daj mi biszkopta! Mamusiu! Chodź tutaj! Mamusiu!..." A wieczorem mogą posiedzieć w kąpieli, nie nasłuchując czujnie i niespokojnie, czy któreś tam się nie obudziło... Więc wydaje mi się, że życie bez dzieci jakoś by się dało przeżyć ;) A na pewno dużo wygodniej, hehe... Ech. Z dwójką jest ciężej, to prawda. O urokach macierzyństwa pisze się i mówi wszędzie, a o tych trudnych stronach - jakoś mniej. Ale jeszcze trochę, jeszcze trochę, jak Zuzkę odstawię od cycka, to rozdamy dzieci po babciach i gdzieś sobie pojedziemy na weekend!