niedziela, 1 listopada 2009

1 listopada

Dziś 1 listopada - dla wielu ważny dzień roku, dla mnie dzień jak co dzień. Do dzisiaj :) Bo dzisiaj moja córka postawiła swoje pierwsze, samodzielne kroczki. Było wiele wzruszeń i śmiechu. Te pokraczne, chwiejne kroki były dla mnie jak spacer po Księżycu - mały kroczek Gabrysi ale wielki kroczek w dzieciństwo. W odkrywanie świata, przybieganie do mamy, łażenie po trawie i plaży, kopanie piłki, tuptanie do szkoły. Łezki się kręciły nie raz. Odkąd zaszłam w ciążę, ciągle wyobrażałam sobie te chwile, kiedy usłyszę pierwsze "mama", zobaczę pierwszy krok i pierwszy raz zaprowadzę do przedszkola. I oto pierwsza z tych chwil nadeszła. Kiedy? Jak, tak niespostrzeżenie się do mnie podkradła, kradnąc mi kolejne godziny życia i odcinając nowe etapy?
W ciąży, kiedy chadzałam z psem na długie spacery nad rzekę, z nudów prowadziłam z moją córką wewnętrzne dialogi. Wyobrażałam sobie, jak mnie o coś pyta a ja w myślach udzielałam jej odpowiedzi na najróżniejsze pytania, żeby być przygotowanych na chwilę, kiedy padną na prawdę. I pewnie już niedługo moje wewnętrzne monologi ujrzą światło dzienne.

Marta jeszcze brzuchatka, podłamana, bo jednak chyba pochodzi sobie do terminu z brzuchem. I bólem pleców (zamieniłabym się z nią chętnie za moje rozchodzące się spojenie łonowe w ciąży). Tak więc na Kulunia ciągle czekamy. Może będzie niepodległym dzieckiem na 11 listopada??

I jednak może jeszcze o Dniu Wszystkich Świętych, tak bardziej na smutno. Dziś nie myślę o moich zmarłych dziadkach, którzy przeżyli swoje życie, tak jak chcieli. Dziś myślę o moich koleżankach, rówieśnicach, które odeszły nagle, pozostawiły po sobie wiele smutku. O Izie, która zginęła w wypadku zaraz po maturach. O Agnieszce, która zginęła w wypadku zaraz po obronie dyplomu. O Magdzie, która zmarła po długiej walce z chorobą, osieracając Amelkę. Magdzie, która jako mała dziewczynka, była żywym dzieckiem z wieloma planami na przyszłość. Zdrową, pełną radości życia dziewczynką, która nie wyglądała na toczoną śmiertelną chorobą. 
Iza zmarła, zanim podjęła życiowe wyzwania, Agnieszka w trakcie ich realizacji, na przełomie życia a Magda zmarła z poukładanym życiem i dokonanymi wyborami,  w pełnej świadomości dopełniającego się czasu. Lata nas od siebie oddaliły, ale jej śmierć, i każdej innej młodej dziewczyny, jest dla mnie memento... Cieszyć się tym, co przynosi każdy dzień, nawet kiedy nie ma w nim wielkich achów i ochów.

1 komentarz:

maj. pisze...

Podczytałam, ale dziś niewiele powiem...Jakoś taki dzień...Małomówny...