sobota, 10 października 2009

O weekendzie

Człowiek cały tydzień czeka aż zacznie się weekend. W poniedziałek snuje się smętnie po domu, bo jeszcze AŻ pięć dni do weekendu. Wtorek nadal jest dniem zgryzoty i żalu za minionym weekendem. Środa to dzień przełomowy, gdzie z wolna zapominamy o byłym weekendzie a z nadzieją i nową radością zaczynamy wypatrywać nowego. Czwartek to już prawie jakby weekend więc banan nie schodzi z paszczy. Piątek to ciężki dzień, w którym musimy sobie zasłużyć na całe dobrodziejstwo i magię nadchodzącego weekendu, który, jak ciągle pamiętamy, jest tuż tuż. Więc w piątek wyciągamy odkurzacz, mopa, deskę do prasowania i różne inne domowe skarby i wpadamy w wir pracy. Późnym wieczorem, leżąc i kwicząc ze zmęczenia, nie mamy siły się ucieszyć faktem, że oto długo oczekiwany weekend już się zaczął. Ale za to dom na weekend jest przygotowany. W sobotę - pierwszy i dzięki temu fajniejszy dzień weekendu - wstajemy jak w każdy inny dzień tygodnia, czyli o 7 rano, bo Dziecko nie zna się na dniach powszednich i weekendach. Ledno udaje nam się rozewrzeć powieki kiedy zostajemy wyrwani z błogiego snu gromkim i zdecydowanym krzykiem. Człapiemy do kuchni, karmimy Dziecko, psa, męża i siebie po czym ruszamy do pobliskiego marketu naładować lodówkę na cały następny tydzień. Po powrocie ze sklepu usypiamy Dziecko, tocząc z nim co najmniej godzinną batalię, której wynik jest z góry znany, a z którym z kolei nie może pogodzić się Dziecko. Zanim zdążymy się zakręcić z ogarnięciem kuchni i zakupów, Dziecko już wstaje i wszyscy wygłodniale wyglądają obiadu. Bierzesz się za gary i toniesz na dwie godziny, co chwile strzepując Dziecko z nogawki i psa z blatu. Ponownie karmisz swój przychówek. Sprzątasz po karmieniu przychówka, ogarniasz resztę mieszkania, wywieszasz kiszące się w pralce od rana pranie. W międzyczasie chodzisz za Dzieckiem i psem jak strażnik więzienny pilnując bardziej dóbr materialnych niż Dziecka. Bo Dziecko ma twardą głowę ze zdolnością do regeneracji a ciężko posklejać wazon, naprawić porysowaną płytę czy poskładać do kupy telewizor. Zanim się obejrzysz, twoje raczkowanie dobiega końca i możesz się zająć układaniem do snu połowy rodziny. Celebrujesz kąpiel, karmienie, nacieranie, ubieranie i znowu staczasz bitwę o usypianie. Jest godzina mniej więcej 19 i możesz spokojnie zaserwować kolację dla siebie i męża a później masz w końcu czas dla siebie. I siadasz na chwilę na kanapie, żeby chwilkę odsapnąć i już z tej kanapy nie wstajesz do 22, kiedy udajesz się do sypialni spać. W tym długo oczekiwanym i ciężko wypracowanym wolnym czasie chciałoby się poskrapować, pohaftować, poczytać, obejrzeć fajny film... I jakoś nigdy nie można się zdecydować co robić więc po prostu siedzi się i patrzy tępo przed siebie. Nadchodzi niepostrzeżenie niedziela czyli drugi dzień weekendu. Scenariusz prawie identyczny jak w sobotę z wyłączeniem zaopatrywania lodówki. W niedzielę wieczorem zaczynasz popadać w depresję, bo kończy się weekend. I znowu poniedziałek....
I jak tak sobie siedzę i myślę, to co w tym weekendzie jest takiego fajnego?? Jakieś pranie mózgu mi zrobili i nastawili na weekendową magię :D
A na razie jeszcze się cieszę bo dopiero sobotni wieczór, godzina 21:13 a ja nadal nie wiem czym mam się zająć z tym moim wolnym czasie...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

moja rada: żeby w sobotni , ani inny wieczór nie toczyć batalii, połoz dziecko nieco pozniej jak przed 19tą, samo szybciej zasnie ze zmeczenia - to tez i pozniej wstanie nastepnego dnia ;-)))))
Madziorek

maj. pisze...

A u mnie tak do dzisiaj jest, chociaż Juniory już znacznie starsze :D

Ania Komenda pisze...

Madziorek - tutaj juz różne układy zaszły ale dziecko nie wytrzymuje dłużej niż do 18 bo nie chce spac w dzień; i metody superniani stosowałam i własne i przumys i prośbę ale spać w dzień nie chce... a zmęczona jest strasznie i już od 16 marudzi; ręce opadają

maj. pisze...

Przeczekać... :))) Metody superniani do takiego słodkiego dziecka?????? !!!!!!